niedziela, 14 marca 2010

Dorota Jarecka. Uwagi o projekcie tzw. ustawy instytutowej

Dorota Jarecka
Moje uwagi o projekcie ustawy o zasadach finansowaniu kultury, tzw. „instytutowej”


Zasadnicza wątpliwość jest związana ze strukturami, które powołuje ta ustawa, czyli branżowymi instytutami.
Zapisy ustawy grożą powołaniem instytucji, które stają się swego rodzaju firmami producenckimi i odbierając państwu decyzje co do dystrybucji środków, monopolizują te decyzje.
Projekt przewiduje, że np. Polski Instytut Sztuk Wizualnych może mieć prawa autorskie majątkowe do utworów, które powstają na jego zamówienie lub z pieniędzy przydzielonych przez Instytut. Jest to przekalkowanie systemu, według którego działa obecnie Instytut Sztuki Filmowej. Ten system w dziedzinie filmu podobno się sprawdza, a jednak wcale nie jest powiedziane, że sprawdzi się w dziedzinie sztuki.
Mogę sobie łatwo wyobrazić, że rada PISF decydując o przeznaczeniu jakiejś sumy pieniędzy dla konkretnego autora, będzie rozważała także ewentualne korzyści finansowe. Zmienia to sposób myślenia o dziele sztuki przez państwo. W momencie, kiedy państwo może zacząć tak myśleć o sztuce, powinien nam się zapalić sygnał ostrzegawczy.
Zresztą taki system producencki przeniesiony w obszar sztuki może grozić czymś jeszcze – nie tylko uzależnieniem artystów od PISW, ale tym, co się właśnie chyba dzieje z polskim filmem. Od momentu kiedy istnieje PISF (Polski Instytut Sztuki Filmowej), filmów jest dużo, są atrakcyjne, na niezłym poziomie, ale jakoś wszystkie do siebie podobne – realizują pewne zamówienie, zbliżają się do siebie stylistycznie i tematycznie. Nie wydaje mi się, by była to szansa dla niezależnej sztuki.
W obecnym projekcie ustawy, i zwracaliśmy (przedstawiciele grupy Standardy i procedury) na to uwagę Maciejowi Ślusarkowi na spotkaniu z nim w lutym, nie zostały przewidziane takie formy finansowania sztuk wizualnych jak granty czy stypendia. Tam generalnie uważa się, że to, co powstaje w dziedzinie sztuki, można jakoś sprzedać, a ta sprzedaż polega na dystrybucji. Wyraźnie w pisaniu tej ustawy nie uwzględniono specyfiki sztuk wizualnych. I to w kilku jeszcze szczegółach, które każdy łatwo znajdzie. Mnie chodzi jednak o coś szerszego - o zasadę, której nie zmieni poprawianie szczegółów.
Fundamentem tego projektu jest uzyskanie finansowania dla sztuki z innych źródeł niż do tej pory. Wymyślono, ze najlepszy byłby podatek od różnego rodzaju przedsiębiorców w jakiś sposób powiązanych z kulturą. A więc podatek z reklam, od wydawców prasy, książek i stacji radiowych, i w ogóle od sprzedaży książek, od wydawania muzyki, od organizatorów koncertów, ale i od wszystkich reklamodawców, także od drukarni.
Uważam, że jakakolwiek ocena tego projektu musi się zaczynać w tym miejscu. Bo po pierwsze jeśli ma podrożeć książka, to może nie warto? Bez konkretnych wyliczeń też w ogóle nie warto. Po drugie sama koncepcja jest wątpliwa. Państwo przerzuca odpowiedzialność za finansowanie kultury na przedsiębiorstwa powiązane w różny sposób z kulturą. Z jednej strony to odbiera władzy prestiż – minister już nie decyduje o dystrybucji środków - ale i wiele ułatwia: rząd zostaje zwolniony z odpowiedzialności za kulturę.
To też zmienia nasza sytuację. Bo jeśli uznaje się, że ta ustawa jest dobra, to nie ma sensu mówić o postulacie 1 procenta na kulturę.
A więc albo lobbowanie za tą ustawą, albo za 1 procentem na kulturę. Oba te pomysły wykluczają się.
Dlatego mam wrażenie, że myślenie stojące za tą ustawą jest sojusznikiem tzw. planu Hausnera i jego neoliberalnej filozofii, chociaż ma zupełnie inny kostium. Zwróciły moją uwagę sformułowania preambuły projektowanej ustawy. Na przykład taki cytat: „zważywszy, że wobec rozmiarów i wagi nowych niebezpieczeństw, jakie zawisły nad kulturą polską, wszyscy przedsiębiorcy czerpiący zyski z dóbr kultury polskiej powinni wziąć udział w ochronie dziedzictwa kulturalnego”. Filozofia neoliberalna podana jest tu w retoryce odwołań do poczucia sprawiedliwości społecznej, a nawet do uczucia niechęci, zawiści wobec tych, którzy coś robią, którym „się udało”. Projekt ten jest przedstawiony jako kara dla przedsiębiorców, którzy jakoby na kulturze pasożytują. Kompletna schizofrenia.
Nie podoba mi się ani filozofia tej ustawy, ani jej historiozofia. Pisze się w preambule, że „kultura polska jest poważnie zagrożona zniszczeniem z powodu niewystarczającej świadomości publicznej, z przyczyn tradycyjnych, jak rozpad wskutek starzenia się, a także wobec zjawiska zmian i zniszczeń, jakie niesie ewolucja społeczna i gospodarcza”.
Nie wiem, co to znaczy, że kulturze grozi „rozpad wskutek starzenia się”, ani co to jest „zagrożenie z przyczyn tradycyjnych”. Ktoś mnie tutaj czymś usiłuje straszyć, mówi o niebezpieczeństwie „starzenia się kultury” i jednocześnie odwołuje się często do „narodowego dziedzictwa” co dodatkowo wzmaga moją nieufność.

Dorota Jarecka

2 komentarze:

  1. "Zapisy ustawy grożą powołaniem instytucji, które stają się swego rodzaju firmami producenckimi i odbierając państwu decyzje co do dystrybucji środków, monopolizują te decyzje."

    A może demonopolizują dystrybucję środków publicznych (przejrzystość)?

    "Od momentu kiedy istnieje PISF (Polski Instytut Sztuki Filmowej), filmów jest dużo, są atrakcyjne, na niezłym poziomie, ale jakoś wszystkie do siebie podobne – realizują pewne zamówienie, zbliżają się do siebie stylistycznie i tematycznie."

    PISF jest dystrybutorem środków, o które może zabiegać KAŻDY. To wszystko czego można oczekiwać od publicznej instytucji. PISF wywiązuje się ze swojego zadania znakomicie.

    "Nie wydaje mi się, by była to szansa dla niezależnej sztuki."

    Sztuka, która powstaje za cudze pieniądze nigdy nie jest niezależna. Sztuka dotowana to SZTUKA ZALEŻNA od dobroczyńcy (polityka lub sponsora).

    Tylko sztuka, która powstaje za własne pieniądze artysty jest niezależna, dlatego jej nie widać. Są setki artystów robiących świetne rzeczy, ale kto o nich wie? Nikt, bo nie mają kasy na ściganie się np z Zujem, nie są też dobrym nośnikiem wizerunku korporacji sponsora.

    Szczęśliwie ostatnio zrobiło się trochę ruchu. Krasnale, Galeria Browarna jako najaktywniejsi znaleźli sposób by przebić się do opinii publicznej. Wciąż niestety brakuje rozwiązań systemowych, a moim zdaniem każdy kto prezentuje siebie jako bojownika o "wolność, równość i braterstwo" w sztuce (OFSW) powinien w pierwszej kolejności zaprosić do współpracy wymienionych, a nie czekać aż sami się zgłoszą.
    Z pewnością inicjatorzy Forum (Mirosław Bałka, Waldemar Baraniewski, Łukasz Gorczyca, Piotr Krajewski, Zbigniew Libera, Dorota Monkiewicz, Agnieszka Morawińska, Joanna Mytkowska, Piotr Piotrowski, Andrzej Przywara, Anda Rottenberg, Karol Sienkiewicz, Monika Sosnowska, Jarosław Suchan, Monika Szewczyk, Aneta Szyłak, Hanna Wróblewska, Artur Żmijewski.) widzą zagrażające sztuce zjawiska, niestety nie są wiarygodni jako orędownicy równouprawnienia. To Krasnale i Andrzej Biernacki mówią głosem wykluczanych artystów, inni zabiegają jedynie o zagrożone przywileje, a przynajmniej tak to wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  2. "starzenie się kultury" to najzwyczajniej s.s.kultury wysokiej w miejsce której wchodzi ta naprawdę naprawdę niska !

    ;-))))

    OdpowiedzUsuń