1 grudnia 2009
Muzeum Narodowe w Warszawie
Piotr Piotrowski: Serdecznie witam państwa w Muzeum Narodowym. Witam koleżanki, kolegów, przyjaciół i całe licznie zgromadzone grono ludzi związanych zawodowo ze sztuką współczesną. Jest to pierwsze tak duże spotkanie Forum. Zaraz oddam głos inicjatorom tego spotkania. Oprócz takich konwencjonalnych słów przywitania chciałbym dodać kilka słów mniej konwencjonalnych. Cieszę się z tego spotkania osobiście, jako obywatel, ale też jako człowiek związany z badaniami sztuki współczesnej od kilkudziesięciu lat, a w tej chwili dyrektor muzeum, gdzie sztuka współczesna może nie jest najważniejszą częścią kolekcji, ale cieszę się, że taka inicjatywa obywatelska, zrodzona kilka tygodni temu, nabiera rozpędu. Jestem przekonany, że ona nie tylko nabierze rozpędu, ale także będzie efektywna. Joanna [Mytkowska] powiedziała mi wczoraj, że nie wszyscy członkowie administracji publicznej są z tego zadowoleni. Dowiadujemy się, że nie wszyscy politycy są zadowoleni z powstania Forum. Chcę zaapelować do polityków: chodźcie z nami! To tu będzie tworzona historia i tu będą tworzone modele przyszłego funkcjonowania i finansowania kultury. Politycy mają szansę dołączenia się do tej inicjatywy. Gdy się nie dołączą, gdy nie wysłuchają tego głosu obywateli, tym gorzej dla nich. Ufam w to, że ta inicjatywa będzie efektywna i w tym kraju my jako obywatele możemy wziąć sprawy w nasze ręce i dojść do celów, które nam przyświecają. To krótki apel do polityków. Oddaję głos państwu, którzy są organizatorami tego spotkania.
Joanna Mytkowska: Dziękuję, Piotrze. Dziękuję za gościnę w Muzeum Narodowym. Bardzo dziękujemy państwu za przybycie. Inicjatywa spotkania jest w zasadzie jednym z rezultatów Kongresu Kultury Polskiej w Krakowie. Na Kongresie zorientowaliśmy się, jak słabo reprezentowana jest nasza dziedzina i jak słabo komunikowane są nasze osiągnięcia, potrzeby, ale też ogromna rola, jaką sztuka współczesna odgrywa w tej chwili dla publiczności. Dlatego postanowiliśmy się nad tym zastanowić. Pierwszym generalnym wnioskiem jest brak reprezentacji naszego środowiska. Środowisko, dawniej nazywane środowiskiem plastyków, jest reprezentowane przez Związek Polskich Artystów Plastyków, do którego większość z nas nie należy. Nie należy do ZPAP większość z liczących się artystów, nie należą na pewno ci, którzy prowadzą galerie, muzea, a także nie należą osoby, które stanowią nową siłę w naszym środowisku, tj. prowadzący organizacje pozarządowe, aktywiści i animatorzy. Istnieją organizacje, z którymi z pewnością chcemy współpracować, takie jak AICA czy Stowarzyszenie Historyków Sztuki, które gromadzą pewną część naszego środowiska, ale o dość precyzyjnym profilu. Gdzieś ginie wielki kapitał symboliczny naszego środowiska, przede wszystkim kapitał symboliczny, który należy do artystów, a który może nadać naszemu środowisku i widoczność, i skuteczność. Dlatego postanowiliśmy zaproponować założenie Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej. Naszym głównym celem, oprócz kontaktu i dyskusji środowiskowej, jest wypracowanie standardów i formuł współpracy z instytucjami i z artystami, tak by unikać rozmaitych konfliktów. Do takich konfliktów dochodziło w ostatnich latach. Miały one miejsce głównie na linii artyści czy dyrektorzy instytucji a politycy, szczególnie w samorządach i władzach lokalnych. Ponadto chcielibyśmy wziąć czynny udział w reformie finansowania kultury, która obecnie mam miejsce. Takiej reformy w jakimś stopniu podjęło się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nasze środowisko właściwie nie konsultuje tej reformy. To jest też ważny problem. Ponadto są inicjatywy pozaministerialne, czyli tak zwana ustawa instytutowa, o której tu więcej powiemy. Autorzy tego projektu proponują, żeby kultura była finansowana poza Ministerstwem Kultury z opodatkowania przemysłów kultury. Pojawiły się też postulaty bardziej związane z poszczególnymi środowiskami, szczególnie postulaty artystów, których współpraca z instytucjami nie jest objęta żadnymi regułami. Nie wiadomo, czy należy im wypłacać honoraria za udział w wystawach, czy nie, jak działa system stypendialny itd. Podobna jest sytuacja organizacji pozarządowych. Wreszcie z podobnymi problemami borykają się same instytucje, których budżetowanie jest niejasne, nie wiadomo, od czego zależne. Reforma tych instytucji nie jest właściwie w żaden sposób wymyślona. Jest też problem nowych instytucji, których potrzebujemy, uracjonalnienia budżetów instytucji kultury itd. Są to najważniejsze sprawy, którymi nasze środowisko powinno się zająć. Poproszę teraz Hanię, by szczegółowo opowiedziała, jak to wygląda z perspektywy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Hanna Wróblewska: Chciałabym państwa poinformować, że efektem prac pokongresowych było powołanie w Ministerstwie Kultury zespołów zadaniowych w celu opracowania poszczególnych wniosków, które padły na Kongresie. Nie wiem, czy państwo zauważyli, że na wszystkich panelach i spotkaniach Kongresu obecni byli urzędnicy ministerstwa, którzy notowali wnioski, padające zarówno od panelistów, jak i z sali. Teraz zostały powołane zespoły zadaniowe, złożone głównie z pracowników ministerstwa, ale także osób, które zostały zaproszone do konsultacji. Ja zostałam powołana jako lider Zespołu Zadaniowego do spraw Ochrony Twórczości. Tak brzmi pełna nazwa naszego zespołu zadaniowego, do którego pola zainteresowań ma należeć też sztuka współczesna. Moje zaproszenie do pracy w zespole zgodzili się przyjąć Monika Zielińska, artystka i prawnik, Grzegorz Sztwiertnia, artysta, Jarek Suchan, dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi, Andrzej Przywara z Fundacji Galerii Foksal i Dorota Monkiewicz, kuratorka wystawy Zbigniewa Libery oraz wicedyrektor Biura Kultury Miasta Wrocław, odpowiedzialna za budowę nowego muzeum w tym mieście. Nasza praca nad materiałami, które otrzymaliśmy z ministerstwa, uświadomiła mi po raz kolejny, że nasze środowisko jest niedoreprezentowane. Gdybyśmy chcieli skupić się wyłącznie na wnioskach z Kongresu, to okazałoby się, że postulaty dotyczące nowych muzeów, budżetowania instytucji kultury, a zwłaszcza budżetowania instytucji kultury związanych ze sztuką współczesną, w ogóle się tam nie pojawiły. Były one wyartykułowane na tyle słabo, że właściwie nie mamy się do czego odnieść. Oczywiście postanowiliśmy dodać pewną preambułę do tych wniosków. Do tego bardzo jest nam potrzebna współpraca z Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej, które takie stanowisko będzie jasno artykułowało.
Włączona w ministerialną rzeczywistość odkryłam też, że obecnie nowelizowana jest Ustawa o Działalności Kulturalnej. Ustawa o Działalności Kulturalnej dotyczy nas wszystkich, którzy albo pracują w instytucjach kultury, albo współpracują z tymi instytucjami. Okazało się, że ta ustawa już była konsultowana. Tę ustawę konsultowali wszyscy – związki zawodowe, stowarzyszenia, duże muzea – Zamek Królewski, Wawel, muzea narodowe, ale nie konsultowało jej żadne z muzeów i żadna z instytucji związanych ze sztuką współczesną. Kolejny raz coś dzieje się bez naszej reprezentacji. Dlatego mam wielką nadzieję, że to Forum połączy nas wszystkich, że w Forum będziemy konsultować tematy i problemy, które z różnych stron będą mogły być postulowane w kierunku ministerstwa, ale też w kierunku nas wszystkich.
Karol Sienkiewicz: Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej powstało z inicjatywy osiemnastu osób, które weszły do grupy inicjatywnej. Te osoby spotkały się w pewnym momencie i postanowiły, że zaistniał silna potrzeba, by powstała formacja, która będzie zrzeszała bardzo szeroko rozumiane środowisko – artystów, historyków sztuki, kuratorów, dyrektorów instytucji, osoby zaangażowane w animowanie kultury w organizacjach pozarządowych. Przez ostatnie parę tygodni te kilkanaście osób współpracowało ze sobą, kontaktując się ze sobą głównie drogą wymiany maili. Takie niekoniecznie sformalizowane działanie okazało się sprawne, skuteczne i umożliwiające szybkie podejmowanie decyzji w sprawach, które się na bieżąco pojawiały.
Pojawiły się do tej pory dwie sprawy, z którymi postanowiliśmy nie czekać do tego spotkania, lecz wypowiedzieć się jako grupa inicjatywna Forum, a mianowicie zabrać głos w sprawie zmiany na stanowisku dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej oraz w sprawie zwolnienia Ryszarda Ziarkiewicza z muzeum w Koszalinie. Grupy inicjatywnej nie można jednak traktować jako zespołu roboczego, który – miejmy nadzieję – po dzisiejszym spotkaniu się wyłoni i będzie reprezentować Forum. Musimy wyłonić nową reprezentację, która byłaby o wiele szersza, reprezentowała i różne grupy wiekowe, i różne instytucje, żeby nie była to grupa zrzeszająca dyrektorów instytucji, jak trochę była postrzegana grupa inicjatywna. Powinien powstać zespół roboczy, który będzie reprezentacją Obywatelskiego Forum, składający się z około 15 osób, kontaktujący się ze sobą, wybrany na roczną kadencje, do następnego takiego walnego spotkania, jakie mamy dzisiaj. Taki zespół roboczy prowadziłby na bieżąco działania Forum, jednocześnie informując wszystkich członków Forum, konsultując z nimi swoje decyzje itd.
Jakie funkcje spełniałby taki zespół roboczy? Przede wszystkim byłby reprezentacją Forum, czyli środowiska, wobec władz, wobec ministerstwa, konsultowałby projekty ustaw czy uczestniczył w powstawaniu projektów ustaw. Poza tym odpowiadałby na bieżące potrzeby, wyrażając opinię czy zabierając głos w palących, bieżących sprawach, takich jak ostatnia sprawa Centrum Sztuki Współczesnej. Także członkowie Obywatelskiego Forum mogliby zgłaszać swoje wnioski, postulaty, sugestie do zespołu roboczego i zespół roboczy powinien znajdywać rozwiązanie dla tych poszczególnych kwestii czy postulatów. Przy czym ważne jest, że zespół roboczy czy ogólniej Forum nie powinno wpływać na personalne decyzje. Jeżeli wypowiada się w danej kwestii, chodzi bardziej o to, by stworzyć pewne standardy działania czy zmusić władze do tego, by wykorzystywały demokratyczne procedury, wpłynąć na instytucje, których dyrektorzy wchodzą w skład Forum, by wytworzyć pewne standardy współpracy między artystami a tymi instytucjami. Wszystkie takie decyzje – listy czy pisma – oczywiście byłyby konsultowane z wszystkimi członkami Forum, wysyłane do nich. Pozostawiane byłyby dwa, trzy dni, aby każdy mógł się na ten temat wypowiedzieć i jakoś wpłynąć na daną decyzję. Na pewno nie jest tak, że Forum jako nieformalna organizacja – nawet gdyby była sformalizowana, nie byłoby inaczej – będzie miało moc sprawczą. Jedyny sposób, w jaki możemy działać, to prowadzenie lobbingu, wpływanie na opinię publiczną, wykorzystywanie mediów, budowanie prestiżu.
Monika Szewczyk: Ja występuję jako głos głębokiej prowincji. Oczywiście kwestia budowania prestiżu jest bardzo ważna. To jest coś, z czego sobie nie do końca zdajemy sobie sprawę. Mam wesprzeć wypowiedzi poprzedników, które są w zasadzie pełne i nie potrzebują takiego wsparcia. Zwłaszcza że fakt, że państwo przyszli, oznacza, że też macie potrzebę spotkania, zintegrowania się i zebrania sił. Mam nadzieję, że będziemy mówili jednym głosem, nawet przy tych wszystkich różnicach, które wypłynął oczywiście w momencie, gdy dojdzie do dyskutowania konkretów. Okaże się wtedy, że są różnice interesu. Ale jednak taka zwarta reprezentacja środowiska jest potwornie ważna i tylko w ten sposób możemy rzeczywiście coś osiągnąć. Na razie mamy do czynienia z sytuacją, że jesteśmy pomijani w ważnych rozgrywkach.
Hanna Wróblewska: Rozmawiałam dziś telefonicznie z Andrzejem Szczerskim i wiem, że są dzisiaj z nami członkowie AICA. Andrzej Szczerski usprawiedliwiał się, że nie przyjedzie, popierał inicjatywę Forum i sam do niego przystępuje. Natomiast ustaliliśmy, że nie chodzi nam o to, by Forum przejmowało inne organizacje czy zadania innych organizacji. Chcemy stanowić pewną całość, ale również dywersyfikować swoje siły, to znaczy, by do konsultacji było zapraszane i Forum, i AICA, i każde inne stowarzyszenie.
Joanna Mytkowska: Dodam tylko, że niezwykle istotna jest współpraca między organizacjami i środowiskami, bo w całej sferze kultury pracujemy w dosyć trudnej sytuacji zarówno pod względem odbioru społecznego, jak i braków budżetowych. Powinniśmy próbować współpracować. W tej chwili naszą codziennością jest raczej konkurowanie wszystkich instytucji kultury o i tak za mały budżet. Słuszniejszą postawą jest lobbowanie za jego zwiększeniem i próba współpracy ze wszystkimi środowiskami. Wydaje mi się, że to jest też istotna zmiana perspektywy, którą przyniósł między innymi Kongres Kultury Polskiej. Kongres dał możliwość spotkania różnych środowisk. Dla mnie osobiście jest to jedno najważniejszych odkryć – możliwości poszukiwania nowych formuł współpracy.
Czy ktoś chciałby zadać pytanie?
Mirosław Bałka: Czy będziemy się też komunikować ze Związkiem Artystów Rzeźbiarzy?
Joanna Mytkowska: Czy będziemy się komunikować ze Związkiem Polskich Artystów Rzeźbiarzy? Myślę, że powinniśmy współpracować ze wszystkimi stowarzyszeniami – w miarę możliwości – z którymi na jakimś szerokim planie mamy wspólny interes, nawet jeżeli różnimy się co do szczegółów estetycznych.
Anda Rottenberg: Chciałam zapytać, czy jest tendencja, aby Forum się sformalizowało, aby stworzyć kolejne stowarzyszenie czy tego rodzaju organizację? Czy też mamy działać jako nieformalne zgromadzenie osób, które chcą pracować społecznie? Bardzo ważne jest, żebyśmy się nad tym zastanowili.
Joanna Mytkowska: Wydawało nam się, że na razie możemy spróbować działać jako organizacja nieformalna, sprawdzić i zobaczyć, jakie są potrzeby. Żeby na razie nie formalizować tego zgromadzenia. Żeby działać rzeczywiście jako obywatelskie forum, bardzo otwarte, do którego mogą należeć i osoby prywatne, i inne stowarzyszenia czy organizacje. Przy czym – jak mówiła Hania – to nie jest próba przejęcia ich kompetencji czy pola działalności, a raczej próba stworzenia szerokiego frontu. To wynika z jednej strony z potrzeby, która pojawia się z intensywną zmianą i rozwojem naszej dyscypliny, a z drugiej strony z potrzeby chwili. W tej chwili finanse kultury się reformują i powinniśmy po prostu wziąć w tych zmianach udział. Jeżeli dojdziemy do wniosku, że potrzebujemy stowarzyszenia, zawsze będziemy mogli je szybko i sprawnie założyć na bazie Obywatelskiego Forum. Ale zdaje się, że w tej chwili taka formuła otwarta jest lepsza. Chyba że mają państwo inne zdanie.
Jarosław Suchan: Chcieliśmy zachować formę otwartą Forum z jednej prostej przyczyny. W ciągu kilku najbliższych miesięcy rozstrzygać się będą kwestie dotyczące reformy ustrojowej w obszarze kultury. To jest ten czas, w którym powinniśmy być szczególnie aktywni, powinniśmy zabierać głos, powinniśmy formułować nasze interesy i nasze opinie. A powoływanie sformalizowanych ciał jest niestety czasochłonne. Powołanie takiego sformalizowanego ciała to zapewne kwestia przyszłości, ale w tym momencie najważniejsze jest, żebyśmy zaczęli działać.
Wojciech Krukowski: W okresie pierwszej Solidarności istotną rolę, która odnosiła się do wszystkich stowarzyszeń, odegrał Komitet Porozumiewawczy Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych. Przyjmuję, że Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej – forum porozumiewawcze stowarzyszeń sztuk wizualnych – ma wyższą rangę niż każde z osobna stowarzyszenie, bo w pewnym sensie reprezentuje stowarzyszenia różne. Może przyjąć tę niesformalizowaną, ale w jakiś sposób czytelną strukturę i jego pozycję nadrzędną, wynikającą z charakteru tego Forum.
Anda Rottenberg: Komitet Porozumiewawczy odegrał swoją rolę w swoim czasie. Dzisiaj jego rola jest postrzegana bardzo rozmaicie, ja bym do niego nie nawiązywała. Takie podwiązywanie się – nawet nazwą – do czegoś, co przebrzmiało – jest wskazywaniem na określone, już zaistniałe wydarzenia, które nam są tutaj niepotrzebne. Przepraszam cię, Wojtku, ale ja z bliska obserwowałam działanie Komitetu.
Hanna Wróblewska: Chcielibyśmy, aby w Forum uczestniczyło jak najwięcej osób – i członkowie związków, i członkowie stowarzyszeń, ale również ci, którzy członkami związków i stowarzyszeń nie są. Trudno sobie wyobrazić, że ustanowimy Forum i nagle powiemy, że jesteśmy nad nimi wszystkimi. Nie. Jesteśmy jedną z reprezentacji.
Dorota Jarecka: Zrozumiałam, że pomysł stworzenia grupy roboczej ma wiązać się z napisaniem nowej ustawy. Jeśli tak, to wtedy pojawia się taki problem, że ta sama grupa miałaby pisać ustawę, konsultować ustawę i jednocześnie być centrum komunikacji? Czy nie należałoby tego rozdzielić? Te kilka osób miałoby zarazem pisać i konsultować ustawę, a zarazem służyć do przejmowania wszystkich wiadomości, zbierania ich i szybkiego reagowania? Takie szybkie reagowanie właściwie już miało miejsce w pewnym momencie, właśnie w sprawie Ryszarda Ziarkiewicza. Było to – nawiasem mówiąc – działanie nieudane, to była porażka. Może nie wszyscy wiedzą, że ten nacisk – bo to był nacisk na demokratycznie wybranego prezydenta – został odparty, również przez demokratyczne struktury. Miał w zasadzie miejsce konflikt dwóch demokracji. W każdym razie czy nie należałoby tego oddzielić i stworzyć osobnej grupy, która będzie pracowała nad tą ustawą?
Joanna Mytkowska: Być może powinniśmy tak zrobić. Musimy jednak pamiętać, że nie możemy stworzyć grupy, która będzie pracowała nad ustawą, możemy ją co najwyżej konsultować. Jeżeli mówisz o pracach nad istniejącą ustawą, czyli drobnych w zasadzie zmianach ustawy, która istnieje, to ta praca ma miejsce w Ministerstwie Kultury. Natomiast druga ustawa, na którą być może możemy mieć większy wpływ, to tak zwana ustawa instytutowa, która jest wynikiem oddolnej inicjatywy środowisk twórczych, czyli wszystkich środowisk, którym brakuje pieniędzy i które chcą, żeby opodatkować przemysły kultury. Z kolei tę ustawę jako projekt obywatelski czeka bardzo długa droga, zanim ona w ogóle wejdzie pod obrady najpierw komisji sejmowych, a potem ewentualnie w głosowaniach sejmowych. Twój postulat jest taki, aby wyłonić spośród nas grupę, która się będzie zajmowała tylko ustawą?
Dorota Jarecka: Tak to zrozumiałam, bo dostaliśmy w mailu załącznik w postaci ustawy...
Joanna Mytkowska: Rozsyłaliśmy projekt ustawy jako informację, że taki projekt istnieje. Jako ciało nieformalne możemy ewentualnie ubiegać się o konsultowanie ustawy w ministerstwie oraz wziąć udział w tym bardzo szerokim ruchu, który pracuje nad ustawą instytutową. Zebranie w tej sprawie odbędzie się 9 grudnia, gdy przedstawiciele wielu organizacji i stowarzyszeń spotykają się, żeby o tej ustawie rozmawiać. Nie widzę możliwości, byśmy mogli pisać ustawę. Możemy ją co najwyżej konsultować czy próbować wpływać na jej kształt. Ale możemy oczywiście stworzyć oddzielną grupę.
Jarosław Suchan: Chcę przypomnieć, że mówimy o dwóch różnych ciałach równocześnie. Jednym z nich jest powołany przez ministerstwo zespół roboczy z Hanką Wróblewską na czele. Jego zadaniem ma być przygotowanie nowych regulacji prawnych czy sugestii, w jakim kierunku zmiany prawne i organizacyjne miałyby pójść. Drugim ciałem jest Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej. Forum powinno działać tak, jak działają inne tego rodzaju organizacje, takie jak Związek Polskich Artystów Plastyków czy Rada Muzeów Polskich, czyli jako reprezentacja środowiska mogąca konsultować przygotowywane zmiany. Tak widziałbym podział obowiązków. Nad konkretami prawnymi niech pracuje ministerialny zespół roboczy, natomiast Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej powinno pozostać ciałem podsuwającym pewne sugestie i opiniującym proponowane przez zespół rozwiązania.
Marek Świca: Mam jedną sugestię. Uważam, że jeżeli chcemy być partnerem jako forum społeczne, to przede wszystkim potrzebna jest nam dobra porada prawna. Nikt z nas na pewno nie wie, jak wygląda proces legislacyjny. Czy fora społeczne mogą być poważnie traktowane przez władze jako partner w konsultacjach? Jak sobie nie odpowiemy na te pytania i będziemy żyli pobożnymi życzeniami, to cała działalność będzie w jakimś sensie skazana na porażkę. Nieznajomość prawa nie będzie nas w niczym tłumaczyła, nawet przy najbardziej szczytnych zamierzeniach Forum. Zadaję pytanie: czy istnieje możliwość znalezienia prawnika, który mógłby w tych bardzo ważnych kwestiach doradzać temu zgromadzeniu?
Joanna Mytkowska: Tak zwana ustawa instytutowa jest pisana przez prawników, którzy wcześniej napisali ustawę o Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. To są osoby, które przeprowadziły już raz proces legislacyjny, więc przynajmniej jeśli chodzi o tę część ewentualnych reform, to ona jest w rękach specjalistów. Trudno powiedzieć, czy to gwarantuje sukces, ale tam jest duży zespół prawników, zgromadzonych w gremium, które nazywa się Obserwatorium Kultury Polskiej. Oni są autorami ustawy powołującej Polski Instytut Sztuki Filmowej. Ich też inicjatywą jest napisanie nowej ustawy instytutowej. Natomiast jeśli chodzi o to, czy Forum może mieć prawnika, to myślę, że możemy znaleźć nawet zespół osób, które byłyby w stanie konsultować nasze pomysły oraz odpowiedzieć na pytanie, jak dalece takie konsultacje są możliwe.
Marek Świca: Jako legalista uważam jednak, że w tym momencie potrzebna jest formuła prawna działalności, nawet w formie małego stowarzyszenia. Nawet dzisiaj czytałem w pociągu ustawę o prowadzeniu działalności kulturalnej – tam nie ma mowy o żadnych forach społecznych jako partnerach przy podejmowaniu bardzo ważnych decyzji.
Hanna Wróblewska: Nie ma tam też mowy na przykład o organizacjach pozarządowych. Potrzebna jest nowelizacja tej ustawy.
Marek Świca: Z całą pewnością. Dlatego mówię o prawniku, który rozstrzygnie pewne niedopowiedzenia, które wynikają z obecnie obowiązujących przepisów prawa. Nie dziwmy się – jest inicjatywa znana powszechnie w Krakowie, która nie otrzymuje odpowiedzi od organów państwa, mimo że każdy obywatel ma prawo zadać pytanie i oczekiwać odpowiedzi. Więc jeśli chcemy coś uskutecznić, to róbmy to ze świadomością tego, jakie mamy rzeczywiste prawa i czego się możemy domagać.
Joanna Mytkowska: Naszym pomysłem na teraz jest, abyśmy sformułowali przynajmniej w bardzo ogólny sposób podstawowe postulaty, o jakie chcielibyśmy w tej chwili walczyć. Z takim listem możemy wybrać się do ministra. Musimy to najpierw sformułować. Następnym krokiem byłaby praca nad tym, jak i czy sformalizować naszą organizację oraz, jak te poszczególne postulaty starać się realizować. Na razie jesteśmy na etapie ustalenia wspólnego frontu. Wydawało nam się, że to jest ważniejsze, zanim zaczniemy podejmować działania.
Marta Deskur: Chciałam tylko powiedzieć, że bardzo cieszę się, że Forum zostało założone. Wydaje mi się, że jest bardzo dużo różnych spraw do przeprowadzenia w Polsce, zwłaszcza jeśli chodzi o reformy dotyczące edukacji, szkolnictwa, muzeów i sytuacji artysty – bytu artysty i poszanowania artysty. Mam nadzieję, że na tym Forum będziemy się mogli spotykać często i takie różne najważniejsze sprawy naszej epoki dyskutować.
Joanna Mytkowska: Bardzo dziękujemy za ten pozytywny głos.
Kazimierz Piotrowski: Może parę postulatów, skoro rozmawiamy o postulatach. Po pierwsze, pieniądze wszystkiego nie załatwiają. Oczywiście ruch obywatelski na rzecz pozyskania większych pieniędzy dla sztuki jest jak najbardziej pożądany i należy go wesprzeć. Jednak żeby brać od państwa, od narodu, który jest biedny – jak wiecie, to trzeba coś od siebie dać, od struktury, którą chcemy tworzyć. Jeżeli za postulatami „więcej pieniędzy” pójdzie szereg postulatów, które spowodują, że my coś damy od siebie więcej dla społeczeństwa, to wtedy można żądać. Co my możemy dać? Przede wszystkim możemy dać przejrzystość własnych struktur. Nie może być tak, że tolerujemy w naszym środowisku sytuacje, gdy zrzuca się nam z nieba rozmaitych kuratorów, którzy zostają dyrektorami. Zdecydujmy się: albo respektujemy demokratyczne reguły gry, albo nie. Po drugie, musimy jako środowisko się organizować i eliminować z naszego środowiska wszelkie osoby, które wykluczają sztukę z historii sztuki, które cenzurują i ośmielają się później publicznie zabierać głos w obronie wolności sztuki. Takie osoby powinny być z naszego środowiska na jakiś okres eliminowane. Nie powinno być tak, że one zajmują poważne stanowiska i wszyscy są ich klientami. Kolejny problem: byłem na panelu dyskusyjnym prawników na uniwersytecie na Śląsku – podobno istnieje w Polsce prawo, które zabrania cenzurowania sztuki, cenzury prewencyjnej. Zapytałem prawników, co za to grozi. Prawnik dokonał analizy i okazało się, że można to tylko napiętnować, ale nic za to nie grozi. Musimy po prostu nauczyć się odpowiedzialności, a dopiero potem żądać od społeczeństwa pieniędzy. Społeczeństwo nie będzie dawać pieniędzy na różnego rodzaju koterie. Musimy stać się naprawdę demokratyczni i przejrzyści.
Hanna Wróblewska: To, co powiedziałeś, idzie w parze z jednym z naszych podstawowych żądań – chcemy jasnych procedur. Nie chcemy zabierać głosu w sprawach personalnych i wskazywać, kto, gdzie zostanie dyrektorem. Nie. My chcemy jasnych procedur powoływania dyrektorów, jasnych procedur funkcjonowania instytucji, jasnych procedur budżetowania.
Marek Sobczyk: Czy Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, nie posiadając osobowości prawnej i pozostając ciałem otwartym, może mimo wszystko uprawiać coś w rodzaju „pracy na”? Przez rozmaitość podmiotów i różne interesy. Bo trzeba zobaczyć, jak to wszystko jest sformatowane. Bo jakoś tu ludzie się wybierają i potem już bronią status quo, niezależnie od tego, na ile jest to status quo progresywne. Może to też wcale nie jest złe, by zrobić coś w rodzaju gabinetu czy towarzystwa, takiego trochę za tą kotarą.
Joanna Mytkowska: Nie ma zasadniczej różnicy między tym, czy Forum jest sformalizowane, czy jest stowarzyszeniem czy fundacją, czy nie jest. Jako grupa obywateli tak samo może doradzać czy konsultować. To nie jest wielka siła, ale jeżeli ten lobbing jest długotrwały i stoi za nim stosunkowo duża grupa osób, to może być skuteczny. Z doświadczenia wynika, że nic bardziej skutecznie nie prowadzi do przestrzegania reguł niż presja środowiska. To jest najskuteczniejsza broń, prawdopodobnie skuteczniejsza nawet niż przepisy.
Hanna Wrólewska: Każdy z nas czy prawie każdy z nas jest lub był w jakimś stowarzyszeniu. Te stowarzyszenia nie są brane pod uwagę przy konsultacjach uchwał czy ustaw, które kształtują politykę kulturalną. Nie mówię już nawet o takiej sytuacji, że ktoś jest brany pod uwagę, pytany o zdanie, ale nie ma żadnego wpływu. My nawet nie jesteśmy na tym pierwszym etapie. Nikt się nas nie pyta. Być może jako Forum, jako ogólnopolski ruch, mamy większą szansę na konsultowanie i na wpływanie.
Zbigniew Libera: Jakie mamy narzędzia?
Joanna Mytkowska: Zbyszek, polityka polega na tym, że najpierw formułujesz postulat. Do tej pory wszystkie organizacje w naszym środowisku nie sformułowały głośno żadnego postulatu. Po prostu milczały. Mogły zajmować się jakąś wąską dziedziną, której ich działalność była poświęcona. Możliwością zdobycia wpływu na sytuację jest przede wszystkim jasne sformułowanie postulatów. Możemy się zastanawiać, jakie mamy narzędzia i czy akurat założenie stowarzyszenia jest lepsze niż bycie nieformalnym zrzeszeniem. Nam się wydaje, że nie, ale możemy to oczywiście skorygować. Nasza siła głównie polega na tak zwanym kapitale symbolicznym. Na przykład ty masz autorytet jako artysta i ważny w społeczeństwie obywatel. Jak powiesz, że tak ma być, to jest szansa, że ktoś to usłyszy. Jak powiesz to raz, to pewnie jest za mało. Jak powie to dziesięć ważnych osób, to tworzy się narzędzie, które normalnie w obywatelskim społeczeństwie i w polityce działa. Nie ma innych narzędzi. Nie możemy założyć partii politycznej. Oczywiście możemy, ale pytanie jest, czy nasza racja jest na tyle szeroka, że potrzebujemy partii politycznej. Możemy należeć do jakiejś partii, ale lobbing jest jedynym istniejącym narzędziem politycznym. Poza tym możesz wykorzystywać wszystkie istniejące narzędzia prawne – one dają głos obywatelom, tyle że to prawo jest w zasadzie martwe.
Andrzej Biernacki: Tego głosu nie mają na przykład osoby prywatne, prywatni właściciele instytucji kultury. Dlatego zastanawiam się nad słowami z zagajenia pana Piotrowskiego, by brać swoje sprawy w swoje ręce. Czego one w zasadzie dotyczą – działań czy pieniędzy publicznych? Bo nie da się po prostu oszukać tej sytuacji, w której pieniądze publiczne są przekazane anonimowo na cele niejednokrotnie sprzeczne z interesem tego, kto je przekazuje czy kto jest zmuszony je przekazać. Inaczej jest w przypadku osoby, która przekazuje pieniądze w konkretnym celu, czyli w przypadku konkretnego prywatnego podmiotu działającego w sferze kultury.
Reprezentuję Galerię Browarna. Nazywam się Andrzej Biernacki. Zastanawiam się poważnie, czy podział, o którym też mówił pan Piotrowski przebiega na linii środowisko – politycy, czy może przebiega on w obrębie środowiska artystów plastyków. Ja czasami mam wrażenie – to dość mocny argument – że tak jak właściciele PRL-u uważali, że historia Polski przebiega właściwie gdzieś od Waryńskiego, tak w tej chwili historia sztuki współczesnej zaczęła się w latach dwutysięcznych, może w końcówce lat 90., gdy nastąpiła eksplozja talentów, nazwisk itd. Ale to jest osobny zupełnie temat... W każdym razie mam poważne wątpliwości co do finansowania kultury... Pani mówi, że nasze spotkanie jest konsekwencją Kongresu Kultury. Ja zastanawiam się nad postulatami pana Hausnera – chyba nie ma nikt wątpliwości do takich postulatów jak uśrednianie dochodów czy kwestii rozliczania się z państwem na podstawie twórczości, ewaluowanej przez różne gremia. Jest cała masa różnych kwestii. Ale to są szczegóły. Nie ma zastrzeżeń do tych postulatów. Mam jedynie wątpliwość co do tego, jak przebiega rzeczywisty podział. Państwo zwróćcie uwagę, że w tym gremium, które powołaliście, na razie w sensie roboczym, na osiemnaście osób jest tylko czterech artystów – Mirek Bałka, Zbyszek Libera, Monika Sosnowska i Artur Żmijewski. Na osiemnaście osób. Zobaczcie, co się dzieje na tak zwanych listach rankingowych. Te listy są w 70-80%, zwłaszcza w ich początkowej fazie, zajęte przez kuratorów. Sami państwo te listy ustalacie. Więc nie wiem, czy bez rozstrzygnięcia tych kwestii, uda się stworzyć wspólną reprezentację. Już nawet pytanie Mirka Bałki, czy w to wchodzi również Związek Artystów Rzeźbiarzy, sugeruje, że podział jednak przebiega w obrębie środowiska, a nie na linii środowisko – politycy.
Anda Rottenberg: Przepraszam, ale połowa osób na tej sali to są artyści.
Joanna Kiliszek: To nie jest przypadek, że środowisko filmowe ma ustawę powołującą Polski Instytut Sztuki Filmowej. To jest najsilniejsze środowisko. W swojej pracy miałam szczęście poznawać różne środowiska. Rzeczywiście środowisko filmowców uchwalając taką ustawą dokonało przede wszystkim analizy sytuacji, w jakiej się środowisko znajdowało wcześniej. Konsekwencją tego było napisanie ustawy, ale znalezienie też bardzo konkretnego finansowania. W Polsce prywatne finansowanie właściwie nie istnieje (to jest też kwestia świadomości społeczeństwa – ta świadomość jest taka, jaka jest). Ustawa, którą pisał między innymi pan Maciej Strzembosz, który się pojawił właśnie na sali, to rzecz fantastyczna. Pytanie tylko: jak opodatkować? Będziemy opodatkowywali sprzedaż dzieł sztuki? Będziemy artystów podatkowali od sprzedawania dzieł sztuki? To jest po prostu fikcja. Duża część z państwa była na Kongresie Kultury – zostały przygotowane różne raporty, które dotyczyły ostatnich 20 lat. Tam się nie pojawił raport o tym, jak wygląda dzisiaj działalność kulturalna w takich dziedzinach jak nasza. Nie było niczego – poza badaniem rynku sztuki – o sztuce współczesnej. Wydaje mi się, że dość istotna jest analiza tego, co się wydarzyło, albo co się nie wydarzyło przez ostatnie 20 lat. Dopiero od tego momentu można pisać różnego rodzaju ustawy. Sami teraz w Instytucie Adama Mickiewicza przygotowaliśmy taką ustawę, to nie jest wielka filozofia. Procedury – owszem, tak, ale nie ma analizy, wiedzy. My reprezentujemy – mimo że wydaje się, że to jedno środowisko – bardzo różnorodne funkcjonowanie w tym środowisku – są to muzea o bardziej lub mniej otwartej formie, galerie narodowe, galerie prywatne, a przede wszystkim artyści. To jest też pytanie o system stypendialny dla artystów, który tak naprawdę w Polsce jest właściwie w formie szczątkowej. System funkcjonowania kuratorów też nie istnieje. Tak naprawdę na razie wszyscy zależni jesteśmy od państwa i rzeczywiście partnerem do dialogu jest prawdopodobnie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i regionalne władze, samorządu, które rzeczywiście dysponują dużymi pieniędzmi, o wiele większymi niż w samo Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jeśli będziemy pisali ustawę, to problem polega na tym, że nie jesteśmy jako Forum partnerem formalnym. Środowisko powinno też posiadać pewne ikony. Te ikony są tutaj na sali. Może wymienię kilka z nazwisk – Zosia Kulik, Zbyszek Libera, Mirek Bałka, Piotrek Kurka, Marek Sobczyk, Rysiek Woźniak, Jarek Modzelewski... To są te oczywiste dla tego środowiska ikony, ale oczywiście one nie mają takiej siły rażenia jak Andrzej Wajda i Krzysztof Penderecki. Pytanie: Jak to uczynić?
Joanna Mytkowska: Bardzo dziękujemy za ten głos. Być może to będzie zadanie dla zespołu roboczego. Nawet jeśli ten zespół sam nie będzie się w stanie zająć zanalizowaniem wszystkich problemów, które dotyczą naszego środowiska, to być może będzie mógł taką analizę inicjować lub w jakiś sposób w niej uczestniczyć.
Teraz skorzystajmy z obecności pana Macieja Strzembosza, który jest współautorem ustawy o Polskim Instytucie Sztuki Filmowej i który jest jednym z głównych lobbystów za tak zwaną ustawą instytutową. Macieju, dziękuję, że przyszedłeś. Czy mógł nam przybliżyć tę ustawę?
Maciej Strzembosz: Dziękuję, czuję się zaszczycony. Mój kontakt ze sztuką współczesną polega na tym, że chodziłem do jednej szkoły z Zuzią Janin... Mówiąc poważnie: albo jest całościowy model finansowania kultury, albo go nie ma. Nie można być w ciąży tylko troszkę i nie można sensownie finansować kultury po kawałku.
Rzeczywiście środowisko filmowe wywalczyło sobie – 12 lat nam to zajęło – ustawę o Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Było nam o tyle łatwiej, że wszyscy rozumieją, że sztuka filmowa to jednocześnie przemysł, więc nie da się tego załatwić chałupniczo. Było nam jednak o tyle trudniej, że sztuka filmowa to przemysł, więc wszyscy mówili: zaróbcie sobie sami pieniądze i nie wyciągajcie ręki po pieniądze publiczne. Minęły cztery lata działania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Mamy nadzieję, że za dwa, trzy miesiące przedstawimy raport, z którego wynika, że podatki generowane przez działalność Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej są wyższe niż budżet całego instytutu. Potwierdza tezę „Raportu 2030” Michała Boniego, że inwestycja w kapitał ludzki, w sztukę i kulturę się opłaca. Potwierdza to także badania nieżyjącego już profesora Leszka Zienkowskiego, który udowodnił, że jedna złotówka zainwestowana w kulturę daje 5,5 złotego wartości dodanej brutto. To jest taka kategoria ekonomiczna mówiąca o ruchu wygenerowanym, nie o zyskach czy dochodach, lecz o ruchu gospodarczym wygenerowanym. Oczywiście pewne dziedziny sztuki generują mniej, a pewne generują więcej ruchu gospodarczego, natomiast równocześnie kultura jest pewną całością. My to dobrze widzimy także w działalności Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, że pewne rzeczy są kalekie, jeśli nie działa dobrze na przykład Instytut Literatury czy nie ma dobrego Instytutu Muzyki, dobrego Instytutu Sztuki Współczesnej itd. Stąd pojawił się pomysł ustawy instytutowej. Zresztą jest to zobowiązanie, które środowisko filmowców zaciągnęło przy Ustawie o Kinematografii, gdy zostaliśmy bardzo mocno wsparci przez kompozytorów i Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Zobowiązaliśmy się, że spróbujemy to doświadczenie przełożyć na inne instytuty.
Dwa lata temu Obserwatorium Kultury Polskiej, czyli takie ciało porozumiewawcze pisarzy, kompozytorów i szerzej środowiska muzycznego oraz filmowców, taką ustawę przygotowało. My tę ustawę w tej chwili zmieniamy, między innymi z powodów, o których przed chwilą była mowa. Taki naturalny ruch gospodarczy generowany przez różne dziedziny sztuki jest różny. Jeżeli mądrze opodatkować wszystko, co jest związane z drukiem, da to około 200 milionów złotych, a nawet jeśli najbardziej restrykcyjnie opodatkować to, co jest związane z muzyką, to – ku naszemu zdumieniu – do to około 40 milionów złotych. Czy to znaczy, że literatura ma pięć razy więcej potrzeb niż muzyka? Nie. W tej chwili przerabiamy tę ustawę. Generalnie ma powstać siedem instytutów: pięć instytutów branżowych (Polski Instytut Sztuki Filmowych, Instytut Literatury, Instytut Teatru, Instytut Sztuk Wizualnych i Instytut Muzyki) oraz dwa instytuty przekrojowe: Instytut Dziedzictwa Narodowego i Instytut Edukacji Kulturalnej. Dlaczego Edukacji Kulturalnej? Dlatego że możemy mieć nawet najlepszą sztukę, ale jeśli nie wykształcimy młodych ludzi, nie stworzymy potrzeby obcowania ze sztuką, to pozostaniemy rodzajem getta, lepiej lub gorzej finansowanego, ale getta.
Polski Instytut Sztuki Filmowej zostałby przy finansowaniu, które ma obecnie. W tej chwili wynosi ono między 100 a 110 milionów złotych rocznie, zależnie od kondycji rynku audiowizualnego, który jest opodatkowany. Do osobnego finansowania wyłączony zostałby również Instytut Dziedzictwa Narodowego. Byłby on finansowany prawdopodobnie w ten sposób, że każdy pobyt w hotelu byłby obciążony dodatkową opłatą równowartości jednego euro. (Niezależnie od tego, ile dni się jest w hotelu.) Tak jak opłata klimatyczna, byłaby opłata kulturowa. W końcu gdy turyści przyjeżdżają do Polski, to częściowo ze względu na klimat, a częściowo ze względu na kulturę. Turystyka również z tego żyje. Być może z czasem będzie to pewien procent obrotu branży turystycznej, ale boimy się tego zaproponować w tej chwili, w momencie kryzysu, bo to są naprawdę poważne pieniądze.
Pozostałe pięć instytutów – te wszystkie pola, które w tej ustawie są zapisane, zostaną scalone i półtora procent z każdego pola, czyli druku książek, druku gazet, reklamy gazetowej, sprzedaży muzyki, sprzedaży internetowej, outdooru itd., byłoby zbierane przez Polski Instytut Edukacji Kulturalnej, a następnie dzielone po równo na pięć instytutów. Taki punkt startu dla wszystkich równy by się przydał. Sądzimy, że byłoby to między 60 a 80 milionów złotych na każdy instytut. Przy czym Polski Instytut Edukacji Kulturalnej byłby tylko przekaźnikiem. Pieniądze byłyby przekazywane automatycznie – po 20 proc. na każdy instytut. 20 proc. środków Instytut Edukacji Kulturalnej zachowywałby sobie.
Od razu dodaję: o Ustawę o Kinematografii stoczyliśmy potworną walkę, bo musieliśmy wyrwać pieniądze głównie telewizjom i telewizjom kablowym. Teraz mamy przykład PISF-u, który dowodzi, że inwestowanie w kulturę się opłaca. Jednocześnie mamy to narzędzie, jakim jest „Raport 2030”. To, nad czym pracujemy, jest drogą dojścia do celów, które Michał Boni tak pięknie opisał, ale nie opisał właśnie drogi dojścia.
Chcemy, żeby to były pieniądze budżetowe, ale budżetowe w taki sposób, żeby żaden polityk nie położył na nich łapy. Nadal funkcjonowałoby te 1,5 proc. od całego przemysłu kultury, bo my opodatkowujemy wyłącznie przemysły kultury (za wyjątkiem rynku audiowizualnego i turystyki, bo one są gdzie indziej przypisane). Najprawdopodobniej będzie to zrobione tak, że przedsiębiorca będzie odliczał to sobie od podatku, a w wypadku kiedy jest deficytowy, będzie mógł ubiegać się o zwrot z budżetu. Czyli to jest w 100% finansowane z budżetu.
Nie sądzę, żeby jakiekolwiek przedsiębiorstwo mogło zbudować kampanię społeczną przeciwko temu, pod warunkiem, że przekonamy społeczeństwo, że warto te pieniądze zainwestować.
Instytuty byłyby ze sobą w ten sposób powiązane, że każde środowisko zarządzałoby swoim instytutem. I to jest bardzo ważne – należy wymyślić sposób powoływania rady instytutu, sposób powoływania dyrektora, działanie programów operacyjnych. W to się nie chcemy plątać. To znaczy chętnie służymy swoimi doświadczeniami z PISF-u, ale nie będziemy udawać, że się znamy na przykład, w jaki sposób pogodzić interesy jazzmanów z kompozytorami muzyki klasycznej. To oni muszą sami w swym gronie rozwiązać.
Szczególnym instytutem jest Polski Instytut Edukacji Kulturalnej. Tam radę instytut w większości tworzą dyrektorzy pozostałych instytutów. Chodzi o to, żeby zbudować pewne forum porozumiewania się, żeby ludzie z różnych dziedzin sztuki się zaczęli porozumiewać w takich sprawach, jak na przykład wprowadzanie edukacji kulturalnej do szkół, samorządów itd.
Ten system oczywiście wymaga jeszcze rozwiązania dwóch problemów. Jednym zajmujemy się, między innymi z Joasią, bardzo intensywnie, czyli mediami publicznymi. W instytutach musi istnieć założenie, że 50 proc. środków instytut finansuje, ale drugie 50 proc. musi dołożyć kto inny. Może być to inny instytut, np. Instytut Edukacji Kulturowej, może być to jednostka samorządowa, może być to ministerstwo, może być to jakiś przedsiębiorca... W wielu wypadkach powinny być to media publiczne. Trzeba pamiętać o regulacjach Unii Europejskiej, która mówi, że pomocy publicznej w danym przedsięwzięciu może być maksymalnie 90 proc., czyli gdzieś musi się pojawić 10 proc. kapitału prywatnego. Do tej pory wszystkie pieniądze wkładane przez Telewizję Polską czy Polskie Radio były pieniędzmi z punktu widzenia Unii Europejskie prywatnymi. Dlaczego? Bo to były spółki prawa handlowego. My od tego musimy absolutnie odejść. Nie będzie reformy mediów publicznych, jeżeli nie zmienimy statusu spółki zarabiającej. Jednocześnie grozi nam jednak, że wszystkie pieniądze mediów publicznych staną się pieniędzmi z pomocy publicznej. W związku z tym czułem się szczęśliwy jak dzik w żołędziach, gdy profesor Hausner opublikował swoją propozycję. Co on zaproponował? 1 proc. CIT-u od przedsiębiorstw na działalność kulturalną. Te pieniądze z całą pewnością są pieniędzmi prywatnymi. 1 proc. CIT-u od przedsiębiorstw to w najlepszym roku do tej pory było 300 kilkadziesiąt milionów złotych, w słabszym zeszłym roku było to chyba 260 milionów. Jeżeli jest około 300 milionów złotych, to oznacza, że kultura może dokonać absorpcji 3 miliardów złotych rocznie na kulturę.
To jest – wydaje mi się – przełom kopernikański, a pamiętajmy, że w ogóle nie dotykamy pieniędzy ministerialnych. Niech istnieją instytuty finansowane przez ministra, niech minister zajmuje się legislacją, choć wolelibyśmy, by robił to trochę energiczniej, niech minister zajmuje się nadzorowaniem promocji kultury przez Instytut Adama Mickiewicza. Ale nie ma żadnych przeciwwskazań, by na przykład Instytut Sztuk Wizualnych nie prowadził promocji zagranicznej na własną rękę, tak jak takie uprawnienia ma Polski Instytut Sztuki Filmowej. My się specjalnie na to, co robi minister w kwestii promocji polskiego filmu, nie oglądamy. Istnieje sektor państwowy i będziemy walczyć, by nie obniżano budżetu Ministerstwa Kultury. Ma powstać kompatybilny i kompletny system finansowania publicznego, czyli z pieniędzy, które pochodzą od ludzi, ale są zarządzane poza strukturą rządu i partii politycznych. Chodzi o media publiczne i te siedem instytutów. Chcemy nawiązać współpracę z samorządami, bo – jak ktoś tu wspomniał – to jest bardzo ważne źródło pieniędzy (nie sądzę, żeby większe niż z ministerstwa, ale w każdym razie bardzo, bardzo znaczące). W niektórych regionach to są duże pieniądze, w innych są one relatywnie małe, ale ważne.
I wreszcie żeby wesprzeć tę czwartą nóżkę, czyli przedsiębiorców prywatnych, mówimy o takim rozwiązaniu, by ten 1 proc. wtedy można było odpisać od podatku, jeśli on jest wydatkowany na przedsięwzięcie, które ma poparcie jednego z trzech sektorów – czyli by nie powstało coś takiego, że jest Fundacja Kultury TVN, 1 proc. budżetu TVN idzie na Fundację Kultury TVN i następnie to jest wydawane na robienie seriali, które są rzekomo wkładem TVN w sztukę narodową. Ale też myślimy o małych przedsiębiorstwach, w których ten 1 proc. CIT-u wynosi na przykład 1000 złotych. Trudno sensowny program kulturalny robić za 1000 złotych, więc chcemy stworzyć możliwość grupowania się przedsiębiorców na przykład wokół pewnych fundacji, np. przedsiębiorcy ciechanowskiego zrzucają się i zaczynają finansować w priorytecie „dziedzictwo narodowe” jakiś skansen. W każdym razie chodzi o model maksymalnie elastyczny.
Ile to potrwa? Ja jestem optymistą i sądzę, że około dwóch lat. Natomiast z jednego trzeba sobie zdać sprawę: Jak chcesz porozmawiać ze zwierzętami, nie przegap świąt Bożego Narodzenia. Jak chcesz porozmawiać z politykami, nie przegap wyborów. Mamy absolutnie unikatową szansą związaną z tym, że w ciągu 18 miesięcy odbędą się wybory samorządowe, prezydenckie i parlamentarne. Do tego czasu powinniśmy się zorganizować, wypełnić w jasny sposób nasze postulaty, nie powiedzieć, że bardzo popieramy działania ministerstwa w kwestii umacniania instytucji kultury państwowych, ale to jest zupełnie inna sfera funkcjonowania kultury od sfery funkcjonowania publicznej. Na Kongresie Kultury okazało się, że Leszek Balcerowicz widzi tylko prywatne i państwowe. Nie widzi sfery publicznej, która jest pośrodku. Żartowałem, że jego ulubionym ustrojem jest absolutystyczna monarchia feudalna, bo wtedy nawet kościół ma swojego właściciela i nic nie jest państwowe. Musimy zauważyć, że sfera publiczna jest ważna. Ja często odwołuję się do Michała Boniego, bo to jest jednak wybryk natury, że rząd liberalny jako swój priorytet ogłasza kapitał społeczny. Rządząc zobaczyli właśnie, że pewne ortodoksyjne rozwiązania się nie sprawdzają w praktyce. To by znaczyło, że pierwszy raz rządzący się czegoś uczą poprzez proces rządzenia. Ale nadal musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jesteśmy w kryzysie. A z naszej strony wyjdzie propozycja, by około 400 milionów złotych na te pięć instytutów przeszło z budżetu państwa. Bo co to znaczy, że przedsiębiorstwa sobie odliczy? To znaczy, że wpłyną mniejsze podatki do budżetu państwa. Nie chcę mówić, ile chcemy pieniędzy na media publiczne, bo planujemy je bardzo ambitnie. I jeżeli powiemy, że potem jeszcze chcemy opodatkować pobyty w hotelu, a od roku 2012 czy 2013 brać jeszcze ten 1 proc. CIT-u, to wiem, jaka będzie pierwsza reakcja polityków. Ale z drugiej strony przychodzą nasze święta Bożego Narodzenia i spróbujmy być na nie przygotowani jak najmocniej.
Sądzimy, że poprawiona wersja ustawy powinna być gotowa do połowy grudnia. Ustawa medialna powinna być gotowa w przyszłym roku. Marzec i kwiecień 2010 to będzie ten okres najważniejszy. Będziemy się starali zapisać CIT od takiego roku, co to w tej chwili polityków nie boli, bo to już będzie za następnej kadencji. Dlaczego z kolei nas nie boli odłożenie tego CIT-u do następnej kadencji? Bo te wszystkie ustawy trzeba notyfikować w Unii Europejskiej i tak nie wejdą w życie natychmiast po uchwaleniu, ale ważne, żeby one zostały uchwalone.
I ostatnia rzecz: Ja rozumiem, że są w ojczyźnie rachunki krzywd i wielu z państwa ma taki stosunek do Związku Polskich Artystów Plastyków, jaki ja miałem do Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Ale równocześnie proszę wziąć pod uwagę, że jeżeli my jako środowiska kulturowe mamy zarządzać dużymi pieniędzmi publicznymi, to musi istnieć rodzaj weryfikacji demokratycznej we własnym środowisku. Przynajmniej weryfikacja ludzi, którzy tymi pieniędzmi zarządzają. My chcemy zrobić bardziej restrykcyjnie działające rady instytutów. Żeby nie było komisji konkursowych powoływanych przez ministra, w projekcie rady instytutów w konkursie powołują dyrektora instytutu. Ale musi być jakaś reprezentacja, która z kolei deleguje ludzi do rady instytutu. Jeżeli nie ma demokratycznej reprezentacji w obrębie środowiska, to jedyny mandat do mianowania ma minister kultury, który wybierze wybitnych przedstawicieli. A jak wybierze wybitnych przedstawicieli, to on będzie decydował, kto jest wybitny. I kochając obecnego ministra kultury, wolałbym, żeby na przykład za jakiś czas pan Czarnecki czy Podkański nie decydowali, który twórca jest wybitny w jakiej dziedzinie sztuki. A takich ministrów przecież mieliśmy.
Bardzo zachęcam do tego, żeby się zorganizować, żeby nadawać sobie taki mandat społeczny, żeby rozmawiać z wszystkimi w swoim środowisku i pamiętać, że ten instytut będzie musiał być kompromisem między rozmaitymi nurtami w każdym środowisku, waszym także.
Joanna Mytkowska: Bardzo dziękujemy. Pewnie będzie do ciebie wiele pytań. Chciałabym, byśmy wyjaśnili jeszcze jedną rzecz, ponieważ my wszystkim wysyłaliśmy istniejący projekt instytutowy, w którym każdy instytut miał osobne finansowanie. Ty mówisz o nieco zmienionej wersji ustawy.
Maciej Strzembosz: Gdy zaczęliśmy liczyć pieniądze, to okazało się, że Polski Instytut Teatralny nie może być samodzielny, bo praktycznie nie ma żadnych pieniędzy. Bo co to jest 1,5 proc. od dotowanego biletu? Okazało się, że są pewne dysproporcje w potrzebach, których nie sposób zaspokoić. I że są pewne pola, które zostały zbyt arbitralnie przypisane, na przykład pole reklamy internetowej zostało przypisane temu czy innemu instytutowi. Uznaliśmy, że jak reklama, to ma coś wspólnego z plastyką, bo jakoś wygląda. No ale jak to jest reklama płyty, to dlaczego nie do muzyki? Więc instytuty mają być absolutnie samodzielne, wspólny ma być tylko system zbierania środków. Chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której środki zbierałby minister, bo potem minister może mieć wątpliwości, czy rada powołała właściwego dyrektora i przez rok nie przekazać pieniędzy. Chodziło też o to, by w tylko jednym instytucie tworzyć biurokrację związaną ze zbieraniem pieniędzy.
Dlaczego PISF jest taki efektywny? Bo zdołaliśmy ustawą nadać sobie uprawnienia urzędu skarbowego. Dyrektor do spraw finansowych PISF ma uprawnienia zbliżone do urzędu skarbowego. Dlatego tak dobrze idzie nam zbieranie pieniędzy. Utworzenie takiego systemu dla kolejnych instytutów jest naprawdę kłopotliwe i dla logiki państwa, i w znalezieniu fachowców itd.
Proponujemy, by wszystkie środki zbierał Polski Instytut Edukacji Kulturalnej, który jest niejako własnością wszystkich instytutów i automatycznie dzieli te pieniądze. Natomiast od momentu otrzymania tych pieniędzy każdy instytut jest absolutnie samodzielny. Każdy instytut ma osobne fragmenty ustawy, które są wzorowane na PISF-ie, tylko pewne błędy skorygowaliśmy. Rada instytutu powołuje swego dyrektora. Rada razem z dyrektorem decyduje o programach operacyjnych i powołuje ekspertów, którzy oceniają projekty. (Aspekt publicznej oceny projektu jest bardzo ważny.) Na tej postawie decyzje podejmuje dyrektor.
Dyrektor podejmuje decyzje jednoosobowo. Eksperci są podstawą dla podjęcia decyzji, ale jeżeli dyrektor uważa, że pieniądze publiczne na jakiś projekt nie powinny iść, może je zablokować. Tak było w znanym przypadku projektu „Kadisz”, który mimo bardzo wysokiej oceny ekspertów pieniędzy nie dostał. To jest odpowiedzialność dyrektora, że podjął taką decyzję. Oczywiście ważną kwestią jest znalezienie odpowiedniej osoby, która potrafiłaby podjąć decyzję niepopularną i uprzeć się przy swoim.
Dam też drugi przykład, kiedy nagle ministerstwo zażądało wycofania pieniędzy na film „Westerplatte”. Dyrektor instytutu uparł się i powiedział „Hola, hola, to jest decyzja wewnątrzinstytutowa i nikomu nic do tego”. Chodzi o to, by system instytutów tak właśnie zbudować. Zakłada on niezależność instytutów, poza formą przekazywania pieniędzy, by nie tworzyć pięciu biurokracji finansowych.
Adam Adach: Nie ulega dla mnie wątpliwości, że znaleźliśmy się w sytuacji, gdy powinniśmy się zmobilizować, by coś robić, by mieć wpływ na kształtowanie budżetu. Na tym, o czym pan mówił, ja się nie znam, ale czuję instynktownie, że to jest bardzo ważne. Chciałbym zwrócić uwagę, że walczymy o pieniądze, stwarzamy struktury, zatrudniamy urzędników czy osoby pracujące w tej strukturze. Funkcjonowanie tego systemu również pochłania pieniądze.
Istotną dla mnie kwestią jest kapitał symboliczny, o którym wspomniała Joanna. Fascynujące w tym spotkaniu jest obywatelski aspekt Forum obywatelskie. Forum i środowisko będzie miało siłę opiniotwórczą, jeśli rzeczywiście będzie miała miejsce debata w tym środowisku, jeśli będą struktury, które zapewniają debatę. Jeżeli natomiast będą to decyzje urzędników, jeżeli będzie to powielenie struktury, wygenerowanej przez instytucje już istniejące, a zapomni się o aspekcie obywatelskim, to niczego nowego istotnego się nie wniesie. Jak możemy zagwarantować aspekt obywatelski tego Forum?
Maciej Strzembosz: To zawsze zależy od tego, na ile środowisko rozumie, że pieniądze publiczne to jest nie tylko dar, ale również odpowiedzialność. My to rozwiązujemy w następujący sposób: Po pierwsze, wysokość finansowania administracji PISF-u leży w gestii ministra. PISF nie może wydać ani złotówki z tego, co zbiera z publicznych pieniędzy, na własnych urzędników. Dzięki temu wśród instytucji publicznych w Polsce (nie mówię o kolosach, które obracają setkami miliardów, ale normalnych instytucjach) PISF ma najniższy odsetek pieniędzy wydanych na samego siebie, który wynosi 5,7 proc. budżetu. Drugim elementem uspołeczniającym jest system oceniania projektów. W PISF-ie mamy ponad 200 ekspertów, do oceny każdego projektu losowanych jest pięciu ekspertów wedle pewnego klucza (w tej piątce jest dwóch reżyserów, jeden producent itd.). Oni sporządzają indywidualne oceny, a następnie spotykają się i starają się je uśrednić. Ich wspólna ocena stanowi rekomendację dla instytutu.
Ten system ma dwie zalety i jedną poważną wadę. Wada ujawni się za rok, dwa. Pierwsza zaleta jest taka, że instytut jest trudny do zmanipulowania, ponieważ zastosowana jest szeroka reprezentacja środowiskowa. Drugą zaletą jest aspekt obywatelski. Potrzebny jest rodzaj mobilizacji wewnątrzśrodowiskowej – każdy chce dobrze ocenić projekt, bo kiedyś być może jego projekt też będzie oceniany. Równocześnie wszyscy eksperci dostają pieniądze dużo poniżej wartości rynkowej pracy, którą wykonują. To utrzymuje koszty administracyjne na niskim poziomie. Natomiast za jakiś rok, dwa ujawni się wada tego systemu.: Kinematografia była w strasznym stanie, obecnie uczciwie oceniający eksperci podnoszą poziom do wysokiego stanu średniego. W momencie gdy osiągniemy wysoki stan średni, to niestety system ekspertów będzie bardzo niebezpieczny dla dzieł niekonwencjonalnych, wybitnych itd. To jest problem na przyszłość.
Trzeba też postawić pytanie – w filmie jest ono łatwiejsze niż w sztuka wizualnych, ale w każdej sztuce trzeba sobie zadać: jaka jest odpowiedzialność artysty za pieniądze publiczne, odpowiedzialność wobec publiczności. To pytanie każdy musi sobie zadać w swoim sumieniu, ale zbiorowo środowisko nadaje pewne zasady, standardy działania. W ustawie medialnej odpowiadamy na to również w taki sposób, że wszystko, co będzie korzystało z pieniędzy publicznych, musi później wylądować na portalu mediów publicznych i być dostępne do osobistego użytku każdego Polaka za darmo. Z tego rezygnują artyści na rzecz obywateli, co jednocześnie uzasadnia, dlaczego obywatele mają płacić na funkcjonowanie mediów publicznych. W efekcie nie można będzie zatrzymać filmu, teatru telewizji czy dzieła muzycznego, by było ono udostępniane raz na trzy lata, bo wtedy zgarnie się największą pulę z reklam. Nie. Po pewnym okresie tak zwanego commercial run ma być dostępne dla każdego obywatela na portalu mediów publicznych. W podobny sposób myślimy o zaangażowaniu mediów w sztuki wizualne. Pracując z różnymi osobami z waszego środowiska, które są członkami Komitetu Obywatelskiego Mediów Publicznych, wymyśliliśmy rozwiązanie, które mi się szalenie podoba: media publiczne będą stawiały do dyspozycji środowisk sztuk wizualnych pewne pieniądze na realizację filmową czy wideo, której ostatecznym celem jest internetowe muzeum sztuki na portalu mediów. To uzasadnia także, dlaczego na sztuki wizualne znajdą się pieniądze w mediach publicznych. Chcemy, by ktoś, kto mieszka pod Ciechanowem, a ma końcówkę komputera, miał także możliwość obejrzenia rozmaitych dzieł, które na przykład w międzyczasie wyfrunęły za granicę i trzeba bardzo daleko jechać, by je obejrzeć. Jeżeli artysta odnosi światowe sukcesy i w ogóle mu publiczne pieniądze nie są potrzebne, to może sobie prawa do dzieła zachować na wieki wieków amen, ale jeśli chce skorzystać z pieniędzy mediów publicznych, to dzieło powinno wylądować na portalu mediów. Oczywiście zaproponujemy wszystkim instytutom, gdy one powstaną, by miały taką regulację, by także to, co powstaje w ramach tych instytutów, wchodziło bez honorariów w sferę praw internetowych. Nie wyłącznie, bo portal mediów publicznych nie będzie miał praw wyłącznych. Umieszczenie tego na portalu będzie obowiązkowe i darmowe, natomiast nie wyklucza umieszczenia tego na płytach dvd i sprzedawania, umieszczania na innych portalach, na własnej stronie internetowej itd. Zasada, którą usiłujemy stworzyć i której pierwszym krokiem był Polski Instytut Sztuki Filmowej, polega na tym, że nie finansujemy dystrybutorów. Finansujemy treści i twórców. Treści mają zostać, jak długo się da, przy ich wytwórcy. On lepiej zadba o to, by one docierały różnymi kanałami dystrybucyjnymi do odbiorcy, podczas gdy dystrybutor w momencie zakupienia jakiegoś dzieła jest zainteresowany tym, by ono trafiło do odbiorcy tylko przez jego ramię dystrybucyjne, bo wtedy ma większy zysk. To stanowi też oczywiście o wymiarze obywatelskim całego systemu.
Zbigniew Belowski: Dzień dobry. Nazywam się Zbigniew Belowski. Reprezentuję Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu. Miałem przyjemność wielu z obecnych tu artystów gościć już u nas na prowincji. Chciałem zabrać głos w jednej kwestii. Pan Maciej Strzembosz przedstawił pewne charakterystyczne wyznaczniki, które dotyczą instytucji i ich pragmatycznego funkcjonowania. Ale powodem dzisiejszego spotkania był alert: „Zwołujemy forum”. Mam wątpliwości, czy Forum samo w sobie jest celem dzisiejszego spotkania, czy nie jest to – co już było sygnalizowane – skrzyknięcie się w obronie pewnej idei, idei personalnej. Ale zostawiam to z boku.
Chcę zadać jedno pytanie i chcę spróbować na nie odpowiedzieć. Jak działa Forum? Forum Romanum jest klasycznym przykładem tego typu przedsięwzięcia. Zebraliśmy się – co prawda nie w okrągłej sali – po to, żeby powiedzieć, co nas interesuje, co nas boli. Ale moja propozycja zbliża się do bardzo pragmatycznego finału, który jest prosty. Otóż tak jak większość z nas – tak przypuszczam – o zaistnieniu tej inicjatywy obywatelskiej dowiedziała się poprzez medium, jakim jest internet, tak samo myślę, że powinno zadziałać to Forum. To jest bardzo zbliżone do przywoływanych tutaj organizacji pozarządowych, które działają w bardzo określony sposób. Jeżeli wybierzemy coś w rodzaju ciała kreatywnego, ciała, które w określony sposób, jak gdyby z pierwszego nadania jakiejś grupy ludzi, zajmie się formalną stroną przygotowania wniosków, opinii, petycji nawet, bardzo łatwo za pomocą nowoczesnego medium, jakim jest internet, określona liczba osób może się wypowiedzieć na przykład w formie podpisu pod daną petycją. Mało tego, my możemy, działając w swoich środowiskach, zorganizować coś w rodzaju zduplikowanego nacisku, ponieważ możemy z upoważnienia reprezentować grupy ludzi, które również mogą się w sposób formalny wypowiadać. Wtedy nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mając w ręku konkretna petycję iść do ważnych decydentów i powiedzieć krótko: „Proszę państwa, my reprezentujemy taką i taką grupę ludzi, w której są takie znane nazwiska...” Myślę, że ta formuła jest bardzo adekwatna do współczesnych możliwości technicznych, a jednocześnie bardzo przejrzysta. Nikt wtedy nie będzie podejrzewał kogokolwiek o – często jednak domniemywane w środowiskach o różnych aspiracjach i różnych interesach – koterie, które się zawsze tworzyły i będą się tworzyć.
Karol Sienkiewicz: Wydaje mi się, że powtórzył pan to, co wcześniej przedstawiliśmy. Nie wiem, czy zostaliśmy dobrze zrozumiani, ale Forum tak miałoby właśnie działać – głównie przez kontakt internetowy, mailowy.
Hanna Wróblewska: Między sobą rozesłaliśmy starą wersję tak zwanej ustawy instytutowej. Jak mają wyglądać konsultacje z Forum? Czy będzie gotowa jakaś nowa wersja?
Maciej Strzembosz: Muszę wyjaśnić, dlaczego tę ustawę przygotowywali tylko pisarze, osoby ze środowiska muzyki klasycznej i filmowcy. Mianowicie z tego powodu, że reprezentanci innych dziedzin nie chcieli się do nas z różnych powodów przyłączyć. I tyle. Ponieważ dwa lata temu Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej nie istniało, nie mieliśmy z kim rozmawiać. Obserwatorium Kultury Polskiej jest fundacją. Jeżeli Forum się ukonstytuuje i będzie chciało przystąpić do Obserwatorium Kultury Polskiej, które jest formalnym właścicielem tej ustawy, to bardzo zapraszam. Konsultacje do tej pory były prowadzone w dużej mierze bez udziału państwa środowiska, było pewne desinteressment, bo nie było wiary w to, że ta ustawa ma jakąkolwiek szansę. Kongres Kultury to zmienił. Za parę dni przedstawimy nową, ulepszoną wersję ustawy. Zostawiamy w niej puste miejsca albo hipotezy, związane z powoływaniem rady instytutu. Z tymi partnerami, którzy będą chcieli z nami rozmawiać, a rozumiem, że Forum będzie chciało z nami rozmawiać, oddamy ten fragment do zagospodarowania. Trzeba pamiętać, że ustawa potem idzie do sejmu. Tutaj mówiono o tym, że tworzą się koterie. Wiwat koterie! Koterie to są zazwyczaj grupy ludzi, którzy chcą coś zrobić. Są koterie pozytywne i negatywne, chodzi tylko o to, by pozytywne miały przewagę. Proszę pamiętać, że jeżeli pewne interesy zostaną zamiecione pod dywan, to one wypłyną w sejmie, bo tam się przedstawiciele grup, które się wcześniej poczują pominięte, na pewno pojawią. Im więcej będzie sporu między nami, tym łatwiej będzie politykom powiedzieć: „Nie, nie, ta ustawa jest nieprzygotowana, niedojrzała intelektualnie” itd. Tak się działo z ustawą o kinematografii. Jak długo środowisko młodych producentów kłóciło się ze Stowarzyszeniem Filmowców Polskich, tak długo politycy nas rozgrywali. Gdy został zawarty sojusz, zrobiliśmy ustawę. Nie wiem, czy ta lekcja przekłada się na inne środowiska, ale u nas była znacząca.
Dominik Kuryłek: Powiedział pan, że środowiska muzyków tylko w części były zainteresowane...
Maciej Strzembosz: Nie, nie, środowisko muzyczne było zainteresowane w całości, podobnie literatura. Plastycy – nie. Teatr znowu jest w bardzo specyficznej sytuacji, ponieważ nie ma swojej reprezentacji, nie licząc ZASP-u, który jest reprezentacją aktorów. Tam jest sekcja reżyserów, ale jako organizacja, która dzieli tantiemy wykonawcze, zawsze będzie zdominowana przez aktorów. Mamy bardzo dobre relacje z ZASP-em, tylko że głos ZASP-u nie jest traktowany jako głos środowiska reżyserów, kompozytorów teatralnych czy scenografów, bo wszyscy wiedzą, że jest to przede wszystkim organizacja aktorów
Dominik Kuryłek: Ile jest jeszcze czasu, by móc państwu pomóc i zorganizować te środowiska. Jak moglibyśmy się włączyć w to, by zaktywizować te pozostałe środowiska, by były reprezentowane w wystarczający sposób?
Maciej Strzembosz: Pociąg jedzie, jedzie bardzo szybko. Można wskoczyć, natomiast cieszę się, że od jakiegoś czasu, przynajmniej od Kongresu Kultury, ten dialog trwa i obecność państwa tutaj też się nie wzięła z nikąd. Zaczęliście rozmawiać.
Marta Deskur: Rozumiem, że z waszej strony nie wyszła żadna inicjatywa, by te środowiska jednak troszkę ruszyć...
Maciej Strzembosz: Umówmy się, że nie ma sensu wracać do tego, co było dwa i pół roku temu. Robiliśmy to szybko, bo chcieliśmy to zrobić przed wyborami, które – jak państwo pamiętają – były przyspieszone. W momencie, gdy Związek Polskich Artystów Plastyków nie odpowiedział na nasze zaproszenie do Fundacji Obserwatorium Kultury Polskiej, nie mieliśmy już czasu, żeby dalej próbować coś w tej kwestii zrobić, chociaż przewidzieliśmy bardzo porządne finansowanie każdego instytutu sztuki. Robiliśmy to nie tylko dla tych, którzy chcieli coś robić, lecz dla wszystkich.
Marta Deskur: Jest jeden punkt, który mnie dosyć niepokoi, mianowicie Instytut Edukacji Kulturalnej. Zasady jego działania wydają mi się dosyć stereotypowe. Jeśli nie będzie współpracy tego instytutu z Instytutem Sztuk Wizualnych, to może nie zafunkcjonować odpowiednio.
Maciej Strzembosz: O tym już mówiłem – to się zmieni. Dyrektorzy instytutów będą mieli większość w radzie Instytutu Edukacji Kulturalnej, czyli de facto będą powoływali dyrektora tego instytutu.
Kamil Kuskowski: Mam pytanie natury politycznej. Postulat powołania instytutów znalazł się wśród zadań, którymi zajmuje się Zespół Pracy Państwowej założony przez Prawo i Sprawiedliwość. Czy nie obawia się pan, że ta propozycja stanie się elementem przetargu politycznego i Platforma utrąci go jako pomysł kojarzony z PiS-em, nie z PISF-em?
Maciej Strzembosz: Ustawa instytutowa została wymieniona w liście prezydenta do Kongresu Kultury, ale ponieważ lektor miał niewyraźną dykcję, nikt chyba tego listu nie usłyszał. Projekt ustawy przesłaliśmy wszystkim ugrupowaniom w 2007 roku. Potem rozmawialiśmy z wszystkimi, że to jest pewien kierunek zmian. Jedni to uwzględnili szybciej, inni – uważam – uwzględnią to trochę później. Nie możemy powiedzieć: „Oto jest projekt, wszyscy to sobie mogą wpisać do programu, oprócz PiS-u”. Uważam raczej, że to jest dobry sygnał, bo jeżeli tę ustawę uda się przepchnąć przez parlament, to przynajmniej nie będzie weta prezydenta. Co do kalkulacji politycznych: trzeba pracować, a w którymś momencie pojawia się koniunktura polityczna – mam nadzieję, że pojawi się wiosną przyszłego roku.
Marta Deskur: Mam pytanie o CIT. To był jeden z nielicznych postulatów profesora Hausnera, który wstępnie mi się spodobał. On przedstawił możliwe narzędzia zagospodarowania CIT-u. Czy pan bierze pod uwagę możliwość wpłynięcia na ministra finansów, by on takiej sporej sumy w swoim budżecie był w stanie się pozbyć, właśnie na kulturę?
Maciej Strzembosz: Uznaję siebie za lobbystę kultury. Co robi lobbysta? Wpływa. Z jakim skutkiem? To się okaże. Ale proszę pamiętać, że minister finansów jest częścią rządu, a ustawy uchwala się w parlamencie. W związku z tym większość parlamentarna wystarcza, by uchwalić ustawę, a każdy następny minister musi brać to pod uwagę. Ale chcemy to załatwić w formule dialogu. Chcemy wytłumaczyć, dlaczego te 300 milionów w instytutach wesprze system mediów publicznych, co z kolei nakręca gospodarkę. Robimy takie wyliczenia, które pokazują, ile pieniędzy z powrotem wraca do budżetu z mediów publicznych, a ile wraca z mediów komercyjnych. I zdziwiliby się państwo, jak teoria, że przedsiębiorstwo prywatne jest bardziej efektywne dla budżetu państwa, okazuje się w mediach nic niewarta. Myśmy to wiedzieli z innych krajów Europy, a teraz to wiemy także z Polski.
Jeśli nie ma więcej pytań, to bardzo państwu dziękuję.
Joanna Mytkowska: Jeśli państwo się zgadzają, to pozostaje nam wybrać grupę roboczą, która zbierze wnioski z dzisiejszego spotkania i sformułuje postulaty, które zostaną przedyskutowane, udostępnione w internecie, zatwierdzone i być może przedstawione najpierw ministrowi kultury. Potem będą materiałem do pracy i współpracy z innymi forami. Mamy propozycję, by chętni do pracy w zespole roboczym po prostu zgłosili się. Z krótkiego doświadczenia pracy grupy inicjatywnej możemy powiedzieć, że to jest dosyć intensywne zajęcie, ale bardzo zachęcamy i bardzo nam zależy, żeby były to też osoby spoza Warszawy, artyści, przedstawiciele NGO’sów oraz wszyscy, którzy mają ochotę i chcą się zaangażować.
Joanna Kiliszek: Jaki to jest rodzaj pracy? Co ma robić grupa robocza? Co ma wypracować?
Joanna Mytkowska: Ponieważ ruch jest niesformalizowany, chcielibyśmy wypracować postulaty, które są wspólne dla wszystkich. Uważamy, że one dzielą się na cztery grupy. (Tak to sobie wyobrażamy na podstawie rozmów, nielicznych maili i propozycji, które dostaliśmy spontanicznie.) Zadaniem zespołu roboczego będzie bardziej precyzyjne przyjrzenie się tym problemom. Podejrzewamy, że te postulaty mieszczą się w czterech grupach: 1. standardy i procedury, które dotyczą zarówno gorącej kwestii wybierania dyrektorów, jak i działania samych instytucji czy współpracy artystów z instytucjami. 2. Projekt reformy finansowania kultury, czyli funkcjonowania instytucji. To jest drugi ważny postulat. I tutaj mieści się także postulat, żeby przyjrzeć się, jak działa nasze środowisko, ile pieniędzy brakuje w kulturze, jakich potrzeba zmian, jaka jest sytuacja. 3. Trzecia grupa postulatów to jest sytuacja artystów – finansowa, prawna, prawo autorskie, ale też wręcz moralne postulaty – podmiotowe traktowanie artystów. To spisaliśmy z propozycji, które otrzymaliśmy drogą mailową. 4. Sytuacja organizacji pozarządowych. To jest najsłabiej opracowana grupa postulatów. I bardzo tutaj liczymy na współpracę, więc może ktoś z takich organizacji zgłosiłby się do grupy roboczej.
[zgłoszenia do zespołu roboczego]
[...]
Karol Sienkiewicz: Zapraszamy osoby, które nie są jeszcze w naszej skrzynce mailowej, do zgłaszania się, wysyłania maili na adres: forumsztukiwspolczesnej@gmail.com. Jest też już storna na Facebooku. Ona jest dostępna dla wszystkich, niezależnie, czy ktoś jest zalogowany na Facebooku, czy nie.
Dominik Kuryłek: Chciałem powiedzieć, że najlepszą formą jest jednak blog, na który się wrzuca informacje. Tam też można wrzucać komentarze, tak jest najprościej, tak mi się wydaje.
Karol Sienkiewicz: Taka jest właśnie strona na Facebooku, ona jest dostępna dla wszystkich.
Joanna Mytkowska: Wspólnie zastanowimy się w grupie roboczej, jak uczynić stronę czy blog najbardziej dostępnym i czytelnym dla wszystkim.
Dominik Kuryłek: Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że jednak bardzo ważną rzeczą jest to, by jednak działania Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej były zgodne z zasadą, której każdy się domaga – transparentności – były bezpośrednio upubliczniane na bieżąco.
Joanna Mytkowska: Jak możemy to zrobić.
Dominik Kuryłek: Nie chcę reklamować internetu, blogów itd., ale na tej zasadzie to powinno się odbywać. Dla mnie pewnym dyskomfortem było, że od momentu pojawienia się idei Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej do tego pierwszego spotkania nie wiedziałem nic o żadnych spotkaniach grupy osób...
Joanna Mytkowska: Bo nie było spotkań, nie mogliśmy działać, dopóki Forum się nie ukonstytuuje.
Dominik Kuryłek: Ale dla mnie był to taki czas, gdy ja się zastanawiałem, czy są jakieś spotkania, czy ich nie ma itd. Chciałem tylko zwrócić uwagę, że to powinno być.
Joanna Mytkowska: Teraz także ty będziesz za to odpowiedzialny jako członek zespołu roboczego. Bardzo proszę, by osoby, które zgłosiły się do zespołu roboczego, zostały jeszcze chwilę. Bardzo państwu dziękujemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz