środa, 14 września 2011

Zuzanna Janin "o trybie zwolnienia Milady"

O trybie zwolnienia Milady

Szanowne OFSW,
Dopiero dziś pierwsza wolna chwila po powrocie do Warszawy, po maratonie wystaw i projektów, pozwala mi dołączyć do głosów w sprawie trybu zwolnienia Milady Ślizińskiej, który to problem bardzo głęboko mnie poruszył. Cóż, najchętniej, egoistycznie nie podejmowałabym w ogóle tej sprawy, bo jest to głównie problem wewnętrzny instytucji i dla artystów chcących wystawiać w CSW jest to dość... powiedzmy... w tym kontekście „niebezpieczne” – robię to z wielkim oporem, przykrością, ale wydaje mi się, że muszę zająć stanowisko, jako artystka - członkini OFSW, osoba, która w CSW wiele razy pracowała, realizowała i wystawiała prace i pracowała z Miladą, co bardzo dobrze wspominam. Pozwolę sobie nie odnosić do osobistych czy merytorycznych powodów Fabia Cavallucciego. Chodzi nam tu chyba o coś innego – o samą postawę Milady jako reprezentującej instytucję – przywodzi się bowiem jej wyjątkowe, liczne zasługi i długoletni staż na jednym stanowisku, w jednej instytucji, w jednym gabinecie..., a jednak do usunięcia jej z tej instytucji, z tego gabinetu doszło w wyniku, jak nas poinformowano, obustronnego złamania (choć każda strona innych...) standardów.
Jestem zdecydowaną przeciwniczką piętnowania silnych kobiet za to jakimi są, za ich specyficzne podejście do pracy, za nieprzeciętną osobowość, która może być trudna. Nie godzę się na powielanie krzywdzących opinii o nich, na eliminację dla wygody. Dlatego występuję tu z pozycji osoby przeciwnej aktom przemocy w pracy wobec wybitnych osób z powodu ich trudnego charakteru, przejawiającym się wyrzucaniem / nie przyjmowaniem / eliminacją z pracy, ale również z projektów i wystaw. Oczywiście także Milady Ślizińskiej... Liczy się to, co robią te osoby, a nie jakie są. Liczy się efekt, to co najważniejsze: profesjonalnie wykonane zadanie. Faktem jest, że od początku pracy w CSW Milada była ostro krytykowana (stale i jedynie za to samo zresztą); w dyskusjach i krytykach stawałam w jej obronie właśnie z powyższych racji i teraz robię to samo. Jednak nie da się pominąć faktu, że profesjonalizm w naszej dziedzinie to przecież także praca z człowiekiem, ze współpracownikiem, z żyjącym artystą – ideałem byłaby postawa łącząca siłę i profesjonalizm z elegancją i serdecznością, cóż, kiedy nie zawsze się to udaje… a Milada dawała, przy swej sile i niewątpliwej profesjonalności, wzór tak odstraszającego odnoszenia się do innych na terenie instytucji, w tym skierowanego do osób, które z (często niejasnych) powodów jej „podpadły”, że aż - przykro mówić - trudno się dziwić, że opinie o tym są tak podzielone właśnie z tej racji, jak sądzę. Przywołanie tych faktów prowadzi w obliczu i przy okazji prac nad Kodeksem Dobrych Zachowań OFSW, do wyrażenia wątpliwości w tej zaistniałej sytuacji, obrazującej się w dwóch uwagach dodatkowych. Z jednej strony boję się, czy obrona takiej postawy w ramach OFSW nie będzie rozumiana opacznie; wolałabym widzieć refleksję krytyczną, a nie legitymizację postaw ludzi, przez których nie są respektowane takie elementy współpracy, jak szacunek dla drugiego człowieka czy świadomość swojej pozycji (obowiązków i praw) wobec innych. Z drugiej zaś, chciałabym zobaczyć - jeśli mogę się tak wypowiedzieć, wobec grona znacznie bardziej doświadczonych i szacownych osób w naszym środowisku – czy i jak wywołana dyskusja nad tą sytuacją może mieć pozytywne konsekwencje w realiach pracy (również pracy z artystami nie posiadających na ogół możliwości obronnej wobec tych aktów przemocy), instytucji, których pracownicy powyższe elementy naruszają.
Z poważaniem,
Zuzanna Janin
artystka, liderka grupy Artyści OFSW w latach 2009-2010
członkini grupy Standardy i Procedury OFSW

1 komentarz:

  1. Ten, prezentowany tutaj festiwal spazmów, poręczeń i referencji są zdecydowanie na wyrost do sytuacji. Kto jak kto, ale szczególnie Pani, p. Janin, jako aranżerka własnego pogrzebu mogłaby zauważyć, że zwyczajnie dziękując za współpracę, Cavalucci Ślizińskiej lekko sprawy skomplikował ale przecież ostatecznie nie uśmiercił. Jeśli w zgodnej opinii niemal wszystkich ta wybitna, doświadczona kuratorka z rozległymi kontaktami światowymi i pełnym garniturem referencji jest wolna od zobowiązań zamkowych to, oczekuję, zaraz posypią się dla niej propozycje zatrudnienia w ilościach przemysłowych (podobnie jak posypały się załączone tu entuzjastyczne opinie, które -przyznajmy- autorów niewiele kosztowały)z NY, Berlina czy Londynu, że o samozatrudnieniu np. w prywatnej "Ślizińska Gallery Warsaw" nie wspomnę. I niech Cavalucci żałuje, że za cenę głupiego biletu lotniczego i paru innych trywializmów pozbył się takiej "lokomotywy".
    W przeciwnym razie gotowym pomyśleć, że nie tylko spazmy ale i te peany pisane były na wyrost i z obawy (mentalność sowieckiego działacza), że tak się w Polszcze porobiło, że bez parasola etatu instytucji publicznej nawet taki as kuratorski jak M.Ś. to ... zawodowy trup!

    OdpowiedzUsuń