Piosenkę o takim tytule kilka miesięcy temu napisał Wasia Obłomow. Pewnie jeszcze nie wiedząc, że za jakiś czas stanie się jeszcze bardziej adekwatna do sytuacji. Bardzo dobrze pamiętam 1 Marca, kiedy spacerowałam wietrzną szarą Warszawą z telefonem w ręku - świat się zmieniał razem z wiadomościami na twitterze. Rozładował mi się telefon, kiedy zdążyłam przeczytać, że Władimir Putin prosi Radę Federacji o pozwolenie na wprowadzenie wojsk na Ukrainę. Pobiegłam do domu, by włączyć komputer i stać się świadkiem tego jak 87 osób jednomyślnie poparły ten pomysł, zaznaczając, że decyzja musi być szybka, by „nie zabierać czasu naszemu prezydentowi”. Mówili coś o „bratnim narodzie”, który potrzebuje pomocy, o „ukraińskiej ziemi, polanej krwią rosyjskich żołnierzy”, o faszystach, o majdanowcach, szkolonych w Polsce.
I wtedy zrodził się we mnie okropny i przeszywający wstyd, który nie odpuszcza do dziś i który zapewne będzie towarzyszył niewielkiej grupie Rosjan jeszcze bardzo długo. Wtedy byłam przekonana, że jest nas więcej. Jak to - w XXI wieku nasz kraj łamie granice i wprowadza wojsko na teren sąsiada? Następnego dnia stałam pod Ambasadą Rosji z plakatem „Jestem Rosjanką. Jest mi wstyd za mój kraj”. Dostałam pogróżki od pracownika Ambasady, przekonanego, że ktoś mi za ten odruch wyjścia na ulicę zapłacił. Stałam dalej, dołączyły do mnie kolejne dziewczyny. Pewnego dnia było nas aż sześć i to było wielkie zwycięstwo nad strachem. Ale w internecie dostawałyśmy masę komentarzy i wiadomości - jesteście głupie, śmieszne, nie macie czym się zająć, sprzedałyście się Zachodowi, zrobili Wam pranie mózgu, odrabiacie amerykańskie pieniądze. Tak, to pisali nasi rodacy - mieszkający w Polsce, ale też ci z Rosji, z którymi chodziliśmy do jednej klasy i kończyliśmy razem studia. Również nasi krewni, którzy mówili, że siedzą przy telewizorach, boją się inwazji banderowców i są dumni z ojczyzny, która nie zostawiła Rosjan na Ukrainie samych. To samo pewnie słyszą moskwiczanie, którzy tydzień temu wyszli na Marsz Pokoju. Przez telewizję rosyjską Marsz 70 tys. osób w ogóle nie został zauważony.
Kiedyś zastanawialiśmy się jak można tak szybko i skutecznie omamić ludzi, jak to kiedyś zrobili z Niemcami. W bardzo prosty sposób. Rosyjski internet jest zalany zdjęciami z tzw. „putingów” - pikiet „poparcia dla Ukrainy”. Szkoda, że to poparcie jest rozumiane w tak dziwny sposób. To nas najbardziej boli. I zazdrościmy w tej chwili dwóm grupom Rosjan - tym, którzy szczerze popierają politykę Putina, oraz tym, którzy nie kochają Rosji. Mają bardzo lekko na duszy. Nie wiedzą co to jest ten „гребаный стыд”.
Masza Makarowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz